W zeszły weekend pojechaliśmy do nowego Orleanu. Jest to miasto w którym każdy znajdzie coś dla siebie.
Nowy Orlean został założony w 1817 przez francuskiego osadnika. Przez 37 lat należało do kolonii hiszpańskiej aby na parę lat znów wrócić pod władanie Francji. W 1803 roku wraz z terytorium Luizjany miasto zostało sprzedane przez Napoleona Bonaparte Stanom Zjednoczonym.
Miasto to ma dwa oblicza: wesołe i inspirujące oraz mroczne i smutne. Oba interesujące i piękne na swój sposób. Dziś opiszę jedynie to pierwsze.
Pierwszy dzień naszego pobytu zaczęliśmy od kawy w Cafe du Monde położonej w samym Rynku. W tym lokalu od 150 lat podaje się wyłącznie francuskie pączki beignet i kawę z cykorią.
W centrum miasta tzw. “French Quarter” głównie znajdują się domy wybudowane za czasów panowania francuskiego i hiszpańskiego. Wyróżniają się charakterystycznymi balkonami i kolorowymi elewacjami. Wiele z nich ozdobione jestżelaznymi, wyglądającymi jak koronki, poręczami.
Centralną ulicą French Quarter jest Bourbon Street, pełna restauracji i nocnych klubów. Przyciąga ona każdego wieczoru tłumy turystów. Picie alkoholu w miejscach publicznych jest legalne w Nowym Orleanie i można swobodnie chodzić od baru do baru z drinkiem w ręku. Ten przywilej przyciąga masę młodych ludzi świętujący wieczory panieńskie i kawalerskie. Koło godziny 20 centrum wygląda jak jedna, wielka impreza.
Inną znaną dzielnicą jest “Garden District” jest tzw. dzielnica ogrodów, gdzie swoje posiadłości mają takie gwiazdy jak Sandra Bullock czy Nicolas Cage. Można tam znaleźć wiele wspaniałych, wiekowych posiadłości, które kiedyś należały do właścicieli plantacji. Rezydencje te otaczają wspaniałe parki porośnięte (typowym dla tego regionu)”hiszpańskim mchem”.
Głównym nowoorleańskim przysmakiem jest dżambalaja – ryżowe danie z owocami morza, czosnkową kiełbaską andouille i fasolą. Nazwa pochodzi od francuskiego jambon – szynka i alaya – ryż. Danie wynaleźli niewolnicy, którym plantatorzy wspaniałomyślnie dawali w niedzielę okrawki szynk. Będąc w Nowym Orleanie codziennie mogliśmy raczyć się różnymi przysmakami, w tym wymyślnymi deserami.
Miasto to ma niesamowicie wiele do zaoferowanie. Jeden weekend to zdecydowanie na mało!